piątek, 10 października 2014

Słuszna krytyka elementarza?

Oglądałam wczoraj w TV wywiad z miniser Kluzik-Rostkowską, w którym ustosunkowywała się do zarzutów wysuniętych przez biskupa w stosunku do ministerialnego elementarza. Jestem obecnie w takiej sytuacji, że mam codzienny kontakt z w/w podręcznikiem - w części etatu realizuję się jako nauczyciel-oligofrenopedagog, wspierający integrację w klasie I. Oczywiście wcześniej nie omieszkałam zapoznać się z elektroniczną wersją elementarza i większych uwag, co do treści nie miałam.
Akurat wczoraj "przerabialiśmy" sporną czytankę, do której ilustracja wzbudza u osoby duchownej tyle kontrowersji. Tata czyta dziecku książkę, babcia gładzi kota, dziadek podlewa kaktusy, a dziewczynka gra na tablecie. Oczywiście od razu spodobał mi się ten tablet J. Wyobraziłam sobie, że dzięki niemu uczy sie czytać. Wiem z doświadczenia, że wzbudzenie motywacji, a taką jest np. gra komputerowa, sprzyja lepszemu przyswojeniu treści. W zamierzchłych czasach "przedkomputerowych" mój brat nauczył się czytać w  wieku czterech czy pięciu lat, właśnie dzięki odpowiedniemu motywowaniu. Starsze siostry odpędzały młodego, zagłębiając nos w książkach (tak, wtedy czytało się książki J). Ciekawski malec chciał się dowiedzieć, co w tym takiego wciągającego, że pytając o poszczególne literki, nie wiadomo kiedy posiadł upragnioną wiedzę.
Wracając do elementarza. Wcale nie bulwersuje mnie tata, zajmujący się dzieckiem (chyba, że robi to tylko dlatego, że jest na bezrobociu), ani brak mamy (pewno ma drugą zmianę). Bardziej dziwi mnie widok rodziny wielopokoleniowej (mam nadzieję, że dziadkowie tylko wpadli w odwiedziny J).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz