Od pewnego czasu jestem "zasypywana" ofertami wydawnictw (nadal figuruję w ich bazach jako nauczyciel kształcenia zintegrowanego, ups...edukacji wczesnoszkolnej), które próbują bronić się przed spadkiem wpływów, będacych wynikiem wprowadzenia do szkół darmowego podręcznika. Produkują przeróżne ćwiczenia, scenariusze, "obudowy do obudów", itepe, itede. Próbują przy tym wzniecić poczucie zagrożenia. "Obecna sytuacja, będąca efektem wprowadzenia przez MEN darmowego podręcznika do klas I, jest źródłem wielu niepewności, zarówno dla Państwa jak i dla nas. Możemy spróbować sobie wzajemnie pomóc. Państwu zależy na tym, by każdy uczeń klasy I został wyposażony w odpowiednie materiały do pracy". Skutkiem takiej polityki pojawia się niebezpieczeństwo, że znowu dzieci będą uginały się pod ciężarem przepełnionych tornistrów, że królować będą pakiety, tym razem w wersji zakamuflowanej. A miało być tak pięknie.
Chciałoby się powiedzieć: Państwu już dziękujemy. Poradzimy sobie bez całych tych dodatkowych materiałów. Ale, czy na pewno wszyscy tak sądzą? Myślę, że nauczyciele są uzależnieni od wszelakiego typu ćwiczeń, "niezbędnych" materiałów do pracy. Pewnie i wygodniej jest dać dziecku ćwiczenia do wypełnienia niż realizować zasady aktywnej szkoły. Cyfrowym imigrantom trudno jednak zmienić sposób myślenia. Nie rozumieją, że obecne pokolenie digital natives oczekuje zwiększonej ilości bodźców, że "nuda zabija ich znacznie wcześniej niż nas kiedyś". Tymczasem ministerstwo promując cyfrową szkołę stawia na sprzet, dostęp do Internetu, dobór odpowiednich treści. Nie zauważa natomiast konieczności zmiany metod nauczania. "Jeśli szkoła [...] nie zmieni radykalnie metod edukacji, pozostanie skansenem, odwiedzanych w letnie niedziele przez rozrzewnionych miłośnikow badań z zakresu historii życie codziennego"*. Na szczęście istnieje grupa pasjonatów, która działa i nie dopuści do skostnienia. Skupieni wokół programu "Aktywnej szkoły" starają się podnieść jakość nauczania. Dyskutują nad tym spotykając się w ramach tzw. sieci współpracy. Rodzą się pomysły, które wdrażane w szkole nie pozwalają na nudę, pobudzają kreatywność i dają nadzieję na przyszłość. Byle tylko była odpowiednia ilość placówek, które zauważą konieczność zmian i przystąpią do programu. Ja już to zrobiłam jako przyszły moderator J.
*cyt. za Dorota Klus-Stańska, Cyfrowi tubylcy w szkole cyfrowych imigrantów, czyli awatar w świecie Ptysia i Balbinki", Problemy Wczesnej Edukacji , część I, "Dziecko w świecie liczb i komputerow", Polskie Towarzystwo Pedagogiczne
A propos - pamiętacie jeszcze Ptysia i Balbinkę? A artykuł polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz