Krótko przed świętami odbyła się konferencja prasowa nt. nauki programowania w polskich szkołach. Zapowiedziano na niej wprowadzenie programowania w nauczaniu informatyki i zapewnienie szerokopasmowego Internetu we wszystkich szkołach. Jest to wspólny projekt trzech ministerstw: edukacji narodowej, cyfryzacji oraz nauki i szkolnictwa wyższego. Zaczął się od propozycji zmian w podstawie programowej nauczania informatyki. Projekt został poddany konsultacjom społecznym. Pisałam o tym w poście. W komentarzach pokonferencyjnych, szczególnie tych, umieszczonych na facebookowej stronie ministerstwa widać, jak wielkie emocje wzbudza sprawa nauki programowania.
Szczególnie wybijają się głosy przeciwników, w tym rasowych informatyków, którzy twierdzą, że "przestawianie... puzzli to nie programowanie! To jest głupota i podstawowy błąd metodyczny, bo bardzo utrudnia i przeszkadza dzieciom przeskoczenie z tych klocuszków na myślenie bardziej abstrakcyjne." Niepokój wzbudza też:
- ilość godzin, jakie można będzie przeznaczyć na nowe zajęcie (“jesteśmy pełni podziwu dla wiary, jaką Rada ds. informatyzacji i prof. Sysło pokładają w umiejętność zakrzywiania czasoprzestrzeni przez nauczycieli informatyki" albo " kiedy MEN poszerzy siatkę godzin informatyki, skoro jest to dziedzina najszybciej rozwijająca się spośród tych nauczanych ustawicznie w szkole"),
- umiejętności nauczycieli, którzy mają uczyć kodowania przez zabawę („najpierw należy wymienić 80% nauczycieli, żeby potrafili się bawić, a później przejdźmy do kodowania - będą to kolejne sztywne lekcje do zaliczenia dla uczniów" albo “A kto niby tego programowania będzie uczył? Panie po podyplomówkach"),
- możliwość opanowania tematu przez uczniów (“na siłę się nie da nic zrobić. Ci co mają do tego talent to będą w tym dobrzy. pozostałe 70-80 % nigdy się nie nauczy programować”),
- konieczność uczenia się kolejnych rzeczy w domu („nauczyciele w podstawówkach niewiele uczą. Dzieci uczą się w domach do późnej nocy. Teraz jeszcze programowanie, którego nie znają rodzice" i „zadawane są do domu do odrobienia z rodzicami, którzy niekoniecznie potrafią pomóc - dzieci trafiają więc na korepetycje - bo szkoła nie jest w stanie nauczyć"),
- brak odpowiedniej infrastruktury („My nie mamy serwerów, oprogramowania i wifi w szkole”),
- ilość dzieci na zajęciach, ilość sprzętu dla nich ("czy będzie poruszona kwestia podziału na grupy od 1 klasy szkoły podstawowej (układu 1:1)”),
- zatrudnienie serwisanta ("pracownika serwisującego sprzęt (funduszy na zatrudnienie takowego w każdej szkole”).
Nie brakuje jednak opinii zwolenników programowania, którzy przytaczają przykład programu Mistrzowie Kodowania albo code.org ("Kursy są przeznaczone już dla przedszkolaków którzy nie znają pisma. Programują za pomocą strzałek ucząc się algorytmicznego myślenia").
Kto ma rację przekonamy się wstępnie po ukończeniu pilotażu zaplanowanego na nowy rok szkolny.
Linki:
strona Mistrzów Kodowania
strona MEN
serwis PAP
Pikio.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz