poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Phubbing: Jak smartfony niszczą nasze relacje

Z mediów społeczościowych najbardziej lubię Linkedin. Może dlatego że najczęściej tam natykam się na wartościowe publikacje. Albo są to autorskie przemyślenia, albo linki kierujące do ciekawych pozycji. Z jednego z nich skorzystałam, zaintrygowana nowym dla mnie wyrażeniem „phubbing rodzicielski”.  Na portalu Rzeczpospolita opisane są badania przeprowadzone przez badaczy z KUL dotyczące zjawiska polegającego na ignorowaniu osób znajdujących się w naszym otoczeniu na rzecz korzystania ze smartfona lub innego urządzenia elektronicznego. Zjawiska, z którym nagminnie spotykamy się na co dzień, które nas irytuje i z którym… nie umiemy sobie poradzić. 
Termin „phubbing” stanowiący połączenie "phone" (telefon) i "snubbing" (lekceważenie) został stworzony w 2012r. przez zespół kreatywny agencji reklamowej McCann Melbourne, na potrzeby kampanii promocyjnej dla australijskiego słownika Macquarie. Możecie poczytać o tym w artykule. 
Phubbing może występować w różnych sytuacjach społecznych, na przykład podczas rozmowy, spotkania rodzinnego, czy w trakcie wspólnego posiłku. Jest to uznawane za niegrzeczne i może negatywnie wpływać na relacje międzyludzkie, prowadząc do poczucia zaniedbania i braku szacunku ze strony osoby phubbującej.
Badania podjęte na KUL opierały się na wynikach zebranych za pomocą aplikacji, którą zainstalowało 180 uczniów liceów w wieku od 14 do 20 lat. Z siedmiu postawionych hipotez, z których w 100% sprawdziły się dwie.
  • Przedkładanie przez rodzica korzystania z telefonu nad relacje z własnym dzieckiem, skutkuje wyższym poziomem problematycznego używania telefonów komórkowych przez nastolatków. 
  • Phubbing rodziców jest związany z niższym bilansem emocjonalnym dziecka.
Cóż, takie wnioski to nie nowość. Wielokrotnie wspominano o tym na różnych stronach, publikując przy okazji szokujące fotografie. Serią takich zdjęć zatytułowanych „Disconnect to Connect” pochwalić się może Al Lapkovski, który odnosząc się do motywacji stojącej za projektem wyjaśnił, że jest nią „pokazanie, jak tracimy połączenie z otaczającym nas realnym światem, jak wybieramy ekran smartfona zamiast otaczającego nas świata, wysyłając SMS-y zamiast rozmawiać z osobą naprzeciwko. Ignorujemy bliskie nam osoby i nasz prawdziwy świat”.
„Stopniowo znikamy. Trudno wyobrazić sobie życie bez smartfonów. Mamy tysiące znajomych na portalach społecznościowych , ale wciąż czujemy się samotni. Stajemy się niewidzialni, zagubieni w ekranach smartfonów ze sztucznymi uczuciami, jakie ze sobą niosą” (cyt. Al Lapkovsky)
Zdjęcia Lapkovskiego zostały wykorzystane w kampanii społecznej „Blisko telefonu – daleko od dziecka” Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Na stronie projektu czytamy „Scrollowanie przez rodzica telefonu w czasie zajmowania się dzieckiem może obniżyć jakość i liczbę interakcji między nim a dzieckiem”.
O Alu Lapkovskim, kampanii i problemowym używaniu telefonu pisałam w lutym tego roku. Zastanawiałam się wtedy nad licencją. Fotografie ukazały się na kilkuset stronach z całego świata, w tym we wszystkich mediach społecznościowych. Wiele osób publikując je nie zadało sobie trudu, żeby dotrzeć do źródła. I na przykład na stronie jednej ze szkół podstawowych stwierdzono, że pochodzą z kampanii "Komórkowa rodzina" dodając w nawiasie "org. Celular Famílias". Czyżby Portugalczycy wykorzystali fotki do swojej kampanii? Warto by podrążyć temat.
Wątpliwości ogarnęły mnie również przy okazji badań KUL. Czy próba licząca 180 osób jest miarodajna? Czy zbieranie danych poprzez aplikację, do której mają dostęp różne podmioty, nie kłóci się z poszanowaniem prywatności. Przecież to wysoko wrażliwe dane. Ja w każdym razie zaczęłam być na to bardzo wyczulona. Fakt, przeszkadza mi to śledzić postępy w apkach treningowych, ale…coś za coś. 
Inne foty, które też się pojawiają w sieci bez poszanowania prawa autorskiego:
fota Amarylis Charitonos - uploaded on November 6, 2013 na Flickr z opisem "Wszystkie prawa zastrzeżone" autorstwa Amarylis Charitonos. Wykorzystana kilkaset razy.
Fota nieznanego autora (nie chce mi się szukać) przedstawiająca parkę na ławce, dziewczyna słucha śpiewu ptaków, chłopak z komórką przegląda tweety (na Twitterze posty określa się mianem „tweetów”. Słowo „tweet” pochodzi z języka angielskiego i oznacza dosłownie „ćwierkanie”). Zdjęcie wykorzystano 582 razy - od 2012:01:25 03:41:57 (warto sprawdzać metadane)

Miało być kilkanaście przykładów, ale nie będę promować piractwa, a nie mam czasu na szukanie źródła fotografii. Jeśli chcecie sami zobaczyć szokujące obrazy wyszukajcie w necie lub...rozejrzyjcie się wokół.

środa, 21 sierpnia 2024

Manipulacja obrazem i clickbait: Jak powstają fałszywe narracje wokół Lin Yu Ting

W poście, w którym opisywałam problem szkoleń prowadzonych przez osoby niekompetentne i sprzedaż materiałów z naruszeniem prawa autorskiego, wspomniałam o konieczności edukacji i zwiększania świadomości w zakresie krytycznego myślenia. I oto dziś natykam się na zdjęcie Lin Yu Ting, złotej medalistki igrzysk olimpijskich w boksie, która pozuje z kobietą i dwójką dzieci. Fotkę udostępniają użytkownicy mediów społecznościowych z opisem „W życiu prywatnym mąż i ojciec, w ringu kobieta”. Przypomnijmy – wokół pięściarki z Tajwanu jest sporo kontrowersji. Zarówno ona, jak i algierska bokserka Imane Khelif, były w centrum debaty dotyczącej kwalifikowalności płci, która wynikła z dyskwalifikacji na poprzednich Mistrzostwach Świata. Mimo to, Międzynarodowy Komitet Olimpijski pozwolił Lin na udział w zawodach, stwierdzając, że wcześniej stosowane metody testowania były wadliwe i potwierdzając, że spełniała kryteria kwalifikacyjne na igrzyskach. Bazując na tych informacjach stworzono typowy clickabjt. Opublikowany 12 sierpnia na TikToku, miał ponad 300 tys. wyświetleń i 7,6 tys. polubień. natomiast na X - ponad 200 tys. wyświetleń i 3 tys. polubień.  Ponieważ zdjęcie zostało zmanipulowane, w tym wypadku odpowiednio wykadrowane, sugerujące coś nieprawdziwego, możemy też mówić o fake newsie. Podczas szkoleń prowadzonych w ramach Asów Internetu – programu Fundacji Szkoła z Klasą - podejmowałam ten temat wielokrotnie. W sieci istnieje wiele przykładów na manipulację tego typu. Spójrzcie, korzystając z linków:
Moillusions.com - bezlitośni żołnierze, czy ludzki odruch ukazany poprzez odpowiednie przycięcie zdjęcia 
I.imgur.com - kto jest ofiarą, a kto sprawcą
Co do fotki z Tajwanką - opublikowała ją 22 kwietnia na Instagramie sama Lin Yu Ting.  Widnieje na niej ze swoim kuzynem i prawdopodobnie jego partnerką. Tak wynika z opisu zdjęcia. Na okrojonej, wzbudzającej obecnie sensację wersji, brak dwóch osób – rzeczonego kuzyna, trzymającego na ręku niemowlę.
Wystarczy umieć posługiwać się wyszukiwarką obrazów i tłumaczem, aby sprawdzić rzetelność danych. Chociaż…na 100% nigdy nie możemy być pewni, szczególnie w dobie AI.

Dla niewprawnych w temacie krytycznego podejścia do źródeł polecam webinar Krytyczne podejście do źródeł podstawą pracy każdego pedagoga z cyklu Superbelfrzy Nocą, w którym razem z Beatą Chodacką pokazałyśmy, jak sprawdzać treści znalezione w internecie oraz linki z postów: 

poniedziałek, 19 sierpnia 2024

33 lata internetu w Polsce

Dwa dni temu minęła 33 rocznica internetu w Polsce. W tym dniu Rafał Pietrak, pracownik Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, wysłał pierwszą internetową wiadomość. Odebrano ją w Kopenhadze. Połączenie trwało zaledwie minutę, ale zmieniło Polskę na zawsze. 
Kilka miesięcy później, 20 grudnia 1991 roku podłączone zostały do internetu pierwsze komputery w Polsce. Znajdowały się w Warszawie, Krakowie, w Toruniu i w Katowicach. W tym samym dniu Stany Zjednoczone zniosły ograniczenia łączności z Polską. 
Przez kilka lat dostęp do Sieci ograniczony był przez wysokie ceny, spowodowane monopolem NASK -u. Sytuacja zmieniła się diametralnie po uruchomieniu przez Telekomunikację Polską powszechnie dostępnego numeru telefonicznego, pozwalającego na połączenie z Internetem wszystkim abonentom posiadającym komputer z modemem. W styczniu 1991 liczba użytkowników sieci w Polsce przekroczyła 2000.



Kolejne daty:
  • Sierpień 1993- pierwszy polski serwer WWW, www.fuw.edu.pl. 
  • Marzec 1995- wdrożenie programu Internet dla Szkół powstałego z inicjatywy informatyków z Wydziału Fizyki UW 
  • Kwiecień 1996- Telekomunikacja Polska SA uruchamia ogólnodostępny numer 0-20 21 22 
  • 29 listopada – rozpoczyna się pilotażowa sprzedaż SDI (Szybki Dostęp do Internetu, Stały Dostęp do Internetu) oferowana przez TP S.A. zapewniająca stałe łącze z internetem bez blokowania linii telefonicznej. Usługa oferująca dostęp z prędkością 115 kbit/s oferowała również stały adres IP 
  • 2000-2009 - olbrzymi wzrost liczby użytkowników stacjonarnego Internetu w Polsce, spowodowany pojawieniem się na rynku tanich usług stałego dostępu do Sieci oraz powstaniem portali społecznościowych. 

sobota, 17 sierpnia 2024

Szkolić każdy może?

W 1977 r. Opolu mogliśmy usłyszeć piosenkę, do której słowa napisał Jonasz Kofta „Śpiewać każdy może”. W mistrzowskim stylu wykonał ją śp. Jerzy Stuhr. Miała powstać tylko dla żartu, a jednak stała się hitem. 

Śpiewać każdy może,
Trochę lepiej, lub trochę gorzej,
Ale nie oto chodzi,
Jak co komu wychodzi.

Parafrazując słowa utworu - „Szkolić każdy może” - przedstawię zjawisko nad którym zastanawiam się już od dłuższego czasu, szczególnie intensywnie od pandemii. W tym okresie ujawniła się masa specjalistów, którzy prowadzili wszelkiego rodzaju spotkania online i oferowali szereg materiałów, mających pomóc nauczycielom w ich pracy. Niektórzy pracowali pro bono, ale spora grupa odbiła się materialnie, wietrząc okazję zarobku na niewiedzy. Można by stwierdzić, „No i dobrze. Jest popyt, to jest i podaż”. Ale…no właśnie. Problem pojawia się, gdy weźmiemy pod uwagę zarówno pochodzenie oferowanych materiałów, jak i przeanalizujemy kompetencje osób, które je oferowały. Okazało się, że istnieje spora liczba cwaniaków, którzy z wyszukiwania pożądanych treści i sprzedawania ich później, nie biorąc pod uwagę prawa autorskiego, zrobili niezły biznes. Powstały facebookowe grupy, na których w/w materiały były bez żenady oferowane za różne kwoty - często niewielkie, ale biorąc pod uwagę ilość zakupów, wychodziły z tego poważne sumy. Gdy autor trafiał czasami na swoje opracowania i próbował protestować, cwaniak usuwał post i banował go. Można zapytać się, jaka była reakcja tych kupujących, którzy zdążyli zauważyć, że coś tu śmierdzi. Była…żadna. Chęć „podszkolenia się” za „niewielkie pieniądze” i zdobycie „certyfikatu” za przysłowiowe dwie dyszki przeważały nad uczciwością. 

A złodziej?

Wybrałem drogę kariery,
Kariery na estradzie (w internecie),
Na pewno sobie poradzę.
Stoję (siedzę) przy mikrofonie (laptopie),
Niech mnie który przegoni,
Różne sceny, brygady,
Już nie dadzą mi rady
Bo ja się wcale nie chwalę
Ja po prostu niestety mam talent.
Jak człowiek wierzy w siebie,
To cała reszta to betka,
Nie ma takiej rury na świecie,
Której nie można odetkać
Wejść na estradę i zostać,
Cała reszta to rzecz prosta.
A ja wiem co jest grane,
Dlatego tutaj zostanę,
Będę śpiewał piosenki
Będą klaskać panienki
Będą dawać mi kwiaty
Będę teraz bogaty.

Wielu moich znajomych zostało okradzionych z własności intelektualnych, wielu ze zdziwieniem stwierdziło, że jednostki biorące udział w ich szkoleniach, zaoferowały po webinarze za kasę identyczne, zarówno co do programu, treści, a nawet tożsamej nazwy! Często przy tym wypierały się, mimo niezbitych dowodów, że nie korzystały wcześniej ze szkoleniowego wsparcia. 
Czy można z tym coś zrobić? Pierwsza ścieżka to spróbować rozwiązać problem na drodze prawnej. Ale…to czasochłonna i pewnie droga sprawa. Bez gwarancji na jej pomyślne zakończenie. Więcej szans zyskamy, gdy oznaczymy nasze materiały odpowiednią licencją – w tym przypadku „Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0” (CC-BY- NC). Wielu autorów nie zdaje sobie sprawy, że to w pewien sposób chroni ich twórczość. Nie uczą tego w szkołach. 
Drugi sposób to zapobiec dalszej nieuczciwości poprzez zostawianie opinii na „firmowych stronach”, chociaż z tymi opiniami to różne bywa, o czym jeszcze będzie mowa. 
Najgorsze, że takich czynów dopuszczają się NAUCZYCIELE. KRADZIEŻ, na której często zarabiają, nazywają „DZIELENEM SIĘ”. Przyłapane, tłumaczą, że nie wiedzieli, ze to nielegalne! Jak człowiek mieniący się wykształconym, mający edukować przyszłe pokolenia, może nie zdawać sobie z tego sprawy!
Od razu przypominają mi się szalone lata piractwa komputerowego. Czasy się zmieniły, ale wiedza na temat licencji nadal na żenująco niskim poziomie. Tak niskim, że pozwala też zarabiać i działać takim ludziom, jak fotografka z Krakowa, która z copyright trollingu zrobiła sobie niezłe źródło dochodu. 

Wracając do sprzedaży cudzych materiałów przez osoby dorosłe i to nauczycieli, ten proceder niesamowicie trafnie podsumowała autorka bloga uczycielnica.blogspot.com „Nie, nie chodzi tu o żadne pieniądze, czy odzieranie z godności. Chodzi o czystoludzką przyzwoitość, którą pandemia szybko zweryfikowała, gdyż ten czas zainspirował do działania równie dużo społeczników i aktywistów edukacyjnych, jak i osób żerujących na cudzej pracy”.
Co jednak myśleć o sprzedaży i organizowaniu szkoleń dla NAUCZYCIELI przez DZIECKO? Czy czwartoklasista może SZKOLIĆ ludzi, którzy z założenia powinni jemu przekazywać tą wiedzę? Wszak wielu z edukatorów ma tytuł nauczyciela mianowanego, nie mówiąc o dyplomowanym, który to fakt zakłada w pewnym stopniu biegłość w opanowaniu TIK-u i jego wykorzystywaniu podczas zajęć. Czy nauczyciel musi korzystać z webinaru prowadzonego dziecięcym głosikiem, gdy nie widzi „szkoleniowca”, który nota bene czyta z promptera? Czy mają dla niego wartość certyfikaty wystawione przez „firmę”, którą założyło dziecko? BTW – chłopak założył kilka firm o profesjonalnie brzmiących tytułach. Na jego stronie lata doświadczenia określone są „5+”. Miał wtedy około 8 lat!
Jak to w ogóle możliwe, że osoba mająca ograniczoną zdolność do czynności prawnych (jako nieletni) podejmuje decyzje związane z przetwarzaniem danych osobowych w pełnym zakresie? Czyżby nie miał wglądu do formularzy gromadzących dane, które sam tworzy i zamieszcza na stronie? Jak bezmyślni muszą być dorośli powierzający mu te dane? Nie wiedzą, że to dziecko? Nie potrafią krytycznie spojrzeć na sytuację? Przecież KRYTYCZNE MYŚLENIE to od kilku lat priorytet polityki oświatowej państwa. Zamiast skorzystać z multum dostępnych tutoriali na YouTube lub zapisać się na szkolenie prowadzone przez profesjonalistów (polecam tygodniowe kursy etwinningowe) powierzają swój los DZIECKU. Może i ma ono odpowiednią wiedzę, ale taką można zdobyć SAMEMU. 
Zastanawia też reakcja firm/fundacji, które udzieliły mu patronatu podczas realizowanych przez niego projektów – chłopak ma ich kilka. Podobno niektóre przykłady „wsparcia” są zafałszowane i nie mają miejsca. 
Podsumowując, nie ma przeszkód, aby 13-latek tworzył kursy i próbował je sprzedawać. Sukces w tym zakresie zależy od wielu czynników, w tym od wsparcia dorosłych, zarówno w kwestiach prawnych, jak i praktycznych. Musi mieć zgodę rodziców lub opiekunów prawnych oraz zarejestrować działalność gospodarczą, co może wymagać zgody sądu rodzinnego. 
Sprzedaż kursów online wiąże się również z obowiązkami wobec konsumentów, takimi jak prawo do odstąpienia od umowy czy ochrona danych osobowych. Te aspekty także wymagają zgodności z przepisami prawa.
Zaczęłam się zastanawiać, czy akcja z MAŁOLETNIM EDUKATOREM NAUCZYCIELI nie jest wymierzona w edukatorów na zasadzie ”Popatrzcie – ich kompetencje są tak niskie, że muszą korzystać z pomocy ucznia SP”! Jak to możliwe, że kursy i materiały stworzone przez niego są uważane za tak profesjonalne i dopasowane do potrzeb nauczycieli, że wzbudzają ich zainteresowanie. Gdzie KRYTYCYZM? Co z WIARYGODNOŚCIĄ?
Wystarczy przecież spojrzeć na OPINIE, które pojawiły się na stronie chłopaczka! Fotki wygenerowane przez AI, z której dziecko korzysta namiętnie przy tworzeniu „profesjonalnych treści”, opinie spreparowane przy użyciu fejkowych kont. Pokusiłam się o sprawdzenie, kim są owi Krzysztof Kowalski i Anna Nowak. Doszukałam się kilkudziesięciu, o ile nie kilkuset (nie chciało mi się liczyć) profili z tym zdjęciem. Wrzucam screen dla niedowiarków. 

Oooo, zerknęłam też na dane kontaktowe. Zaczynam utwierdzać się, że cała ta strona jest spreparowana na potrzeby pozyskania danych osobowych. Świadczy o tym numer telefonu, którego siedziba jest w Malibu (!), adres w San Diego...Niektóre firmy, zwłaszcza te zajmujące się marketingiem, używają wirtualnych numerów telefonów w celu śledzenia efektywności kampanii marketingowych. Czyżby dane (imię i nazwisko) chłopaczka zostały wykorzystane do wyłudzenia danych osobowych?




EDIT: Chłopiec, albo ktoś kto się pod niego podszywa, proponuje "wsparcie pedagogiczne", które zakłada - oprócz szkoleń dla nauczycieli - konsultacje pedagogiczne!
Ludzie, SZANUJMY SIĘ! Owszem, korzystajmy i podziwiajmy wiedzę nawet i kilkulatków, chociażby oglądając streamy z MINECRAFTA, ale…zostawiam do przemyślenia. Ale przede wszyskim sprawdzajmy, z kim mamy do czynienia!

Wszystkie zamieszczone na stronie materiały, oprócz ewidentnego wygenerowania przez AI, są oznaczone ©, co odpowiada licencji zabraniającej innym kopiowania, rozpowszechniania, wykonywania, wyświetlania, a także tworzenia utworów zależnych. Do stosowania AI autor przyznaje się zresztą w publikacjach zgromadzonych na Wakelecie, zaznaczając jednak że "materiały stanowiły źródło inspiracji lub zostały poddane modyfikacji, co "stanowiło"! opracowanie unikalnych treści. Z tych zasobów ochoczo korzystają nauczyciele, zbierając dane osobowe swoich uczniów na potrzeby projektu autorstwa ucznia podstawówki i chwaląc się na stronach szkolnych dyplomami i certyfikatami potwierdzającymi uczestnictwo. Czy tylko ja czegoś nie rozumiem i się czepiam? Czy wymienione instytucje mi to wyjaśnią, stwierdzą, że się mylę? 
A może mają pomysł, jak wyjaśnić kwestię zakłamywania rzeczywistości? Chłopiec lub ktoś, kto się pod niego podszywa, zarejestrował się na jednym z portali jako nauczyciel, na innym - sprzedażowym - figuruje jako 21-latek. Oferuje tam Grafikę na Media społecznościowe (30 zł), Logo (50 zł), Wizytówkę (50 zł). 
Jedno trzeba gościowi przyznać. Jest kreatywny i zna się na licencjach. Nie mam dowodu, że wykorzystuje cudze materiały. Ja w każdym razie wyłączyłam publiczną widoczność  niektórych treści. 

środa, 7 sierpnia 2024

Sztuczna inteligencja w edukacji

W dobie dynamicznego rozwoju technologii, sztuczna inteligencja (AI) staje się coraz bardziej obecna w różnych dziedzinach naszego życia. Edukacja nie jest tu wyjątkiem. Wielu ekspertów i entuzjastów nowych technologii dostrzega ogromny potencjał AI w szkołach. AI oferuje wiele narzędzi, które mogą WSPIERAĆ nauczycieli i uczniów w procesie edukacyjnym. Od personalizowanych programów nauczania, przez inteligentne systemy oceny, aż po wirtualnych asystentów edukacyjnych: Dzięki analizie danych dotyczących postępów ucznia, AI może dostosować materiał do jego indywidualnych potrzeb i możliwości. Umożliwia to bardziej efektywne nauczanie, które uwzględnia tempo i styl uczenia się każdego ucznia. Systemy AI mogą automatycznie oceniać prace uczniów, co znacznie odciąża nauczycieli od rutynowych zadań i pozwala im skupić się na bardziej kreatywnych aspektach nauczania. Chatboty i inne formy wirtualnych asystentów mogą wspierać uczniów w nauce, odpowiadając na ich pytania i pomagając w rozwiązywaniu problemów na bieżąco. AI może przetwarzać ogromne ilości danych, dostarczając nauczycielom cennych informacji na temat postępów uczniów, trendów w nauce oraz obszarów wymagających dodatkowej uwagi.
Dzięki WSPARCIU procesu edukacyjnego przez AI nauczyciel może zyskać czas na relacje, stając się mentorem dla swoich wychowanków. Pisze o tym na "odrodzonym" blogu Witold Kołodziejczyk. W swojej wypowiedzi opiera się na  wizji przedstawionej przez Kai-Fu Lee i Chen Qiufana w książce "Sztuczna inteligencja 2041" (zapisuję jako pozycję do przeczytania). 
AI nie jest w stanie całkowicie zastąpić nauczyciela. W procesie edukacyjnym kluczowe są relacje, empatia i intuicja. Sztuczna inteligencja, mimo zaawansowanych możliwości, nie będzie w stanie inspirować i motywować, podobnie jak na razie nie potrafi generować idealnych zdjęć i video (ilustracja posta). Kreatywność, empatia, umiejętność budowania relacji i inspirowania uczniów – te cechy staną się jeszcze bardziej cenione w erze AI. Nauczyciele powinni skupić się na ich rozwijaniu. Wtedy w pełni będą mogli wykorzystać swój potencjał i wspierać uczniów w ich edukacyjnej podróży. Kluczowe znaczenie będzie miało też zdobywanie kompetencji cyfrowych i umiejętność efektywnego stosowania narzędzi AI w codziennej pracy oraz harmonijnego współistnienia z technologią, tak aby wykorzystać jej możliwości, a jednocześnie zachować to, co najcenniejsze w relacji nauczyciel-uczeń – ludzki aspekt nauczania.