sobota, 17 sierpnia 2024

Szkolić każdy może?

W 1977 r. Opolu mogliśmy usłyszeć piosenkę, do której słowa napisał Jonasz Kofta „Śpiewać każdy może”. W mistrzowskim stylu wykonał ją śp. Jerzy Stuhr. Miała powstać tylko dla żartu, a jednak stała się hitem. 

Śpiewać każdy może,
Trochę lepiej, lub trochę gorzej,
Ale nie oto chodzi,
Jak co komu wychodzi.

Parafrazując słowa utworu - „Szkolić każdy może” - przedstawię zjawisko nad którym zastanawiam się już od dłuższego czasu, szczególnie intensywnie od pandemii. W tym okresie ujawniła się masa specjalistów, którzy prowadzili wszelkiego rodzaju spotkania online i oferowali szereg materiałów, mających pomóc nauczycielom w ich pracy. Niektórzy pracowali pro bono, ale spora grupa odbiła się materialnie, wietrząc okazję zarobku na niewiedzy. Można by stwierdzić, „No i dobrze. Jest popyt, to jest i podaż”. Ale…no właśnie. Problem pojawia się, gdy weźmiemy pod uwagę zarówno pochodzenie oferowanych materiałów, jak i przeanalizujemy kompetencje osób, które je oferowały. Okazało się, że istnieje spora liczba cwaniaków, którzy z wyszukiwania pożądanych treści i sprzedawania ich później, nie biorąc pod uwagę prawa autorskiego, zrobili niezły biznes. Powstały facebookowe grupy, na których w/w materiały były bez żenady oferowane za różne kwoty - często niewielkie, ale biorąc pod uwagę ilość zakupów, wychodziły z tego poważne sumy. Gdy autor trafiał czasami na swoje opracowania i próbował protestować, cwaniak usuwał post i banował go. Można zapytać się, jaka była reakcja tych kupujących, którzy zdążyli zauważyć, że coś tu śmierdzi. Była…żadna. Chęć „podszkolenia się” za „niewielkie pieniądze” i zdobycie „certyfikatu” za przysłowiowe dwie dyszki przeważały nad uczciwością. 

A złodziej?

Wybrałem drogę kariery,
Kariery na estradzie (w internecie),
Na pewno sobie poradzę.
Stoję (siedzę) przy mikrofonie (laptopie),
Niech mnie który przegoni,
Różne sceny, brygady,
Już nie dadzą mi rady
Bo ja się wcale nie chwalę
Ja po prostu niestety mam talent.
Jak człowiek wierzy w siebie,
To cała reszta to betka,
Nie ma takiej rury na świecie,
Której nie można odetkać
Wejść na estradę i zostać,
Cała reszta to rzecz prosta.
A ja wiem co jest grane,
Dlatego tutaj zostanę,
Będę śpiewał piosenki
Będą klaskać panienki
Będą dawać mi kwiaty
Będę teraz bogaty.

Wielu moich znajomych zostało okradzionych z własności intelektualnych, wielu ze zdziwieniem stwierdziło, że jednostki biorące udział w ich szkoleniach, zaoferowały po webinarze za kasę identyczne, zarówno co do programu, treści, a nawet tożsamej nazwy! Często przy tym wypierały się, mimo niezbitych dowodów, że nie korzystały wcześniej ze szkoleniowego wsparcia. 
Czy można z tym coś zrobić? Pierwsza ścieżka to spróbować rozwiązać problem na drodze prawnej. Ale…to czasochłonna i pewnie droga sprawa. Bez gwarancji na jej pomyślne zakończenie. Więcej szans zyskamy, gdy oznaczymy nasze materiały odpowiednią licencją – w tym przypadku „Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0” (CC-BY- NC). Wielu autorów nie zdaje sobie sprawy, że to w pewien sposób chroni ich twórczość. Nie uczą tego w szkołach. 
Drugi sposób to zapobiec dalszej nieuczciwości poprzez zostawianie opinii na „firmowych stronach”, chociaż z tymi opiniami to różne bywa, o czym jeszcze będzie mowa. 
Najgorsze, że takich czynów dopuszczają się NAUCZYCIELE. KRADZIEŻ, na której często zarabiają, nazywają „DZIELENEM SIĘ”. Przyłapane, tłumaczą, że nie wiedzieli, ze to nielegalne! Jak człowiek mieniący się wykształconym, mający edukować przyszłe pokolenia, może nie zdawać sobie z tego sprawy!
Od razu przypominają mi się szalone lata piractwa komputerowego. Czasy się zmieniły, ale wiedza na temat licencji nadal na żenująco niskim poziomie. Tak niskim, że pozwala też zarabiać i działać takim ludziom, jak fotografka z Krakowa, która z copyright trollingu zrobiła sobie niezłe źródło dochodu. 

Wracając do sprzedaży cudzych materiałów przez osoby dorosłe i to nauczycieli, ten proceder niesamowicie trafnie podsumowała autorka bloga uczycielnica.blogspot.com „Nie, nie chodzi tu o żadne pieniądze, czy odzieranie z godności. Chodzi o czystoludzką przyzwoitość, którą pandemia szybko zweryfikowała, gdyż ten czas zainspirował do działania równie dużo społeczników i aktywistów edukacyjnych, jak i osób żerujących na cudzej pracy”.
Co jednak myśleć o sprzedaży i organizowaniu szkoleń dla NAUCZYCIELI przez DZIECKO? Czy czwartoklasista może SZKOLIĆ ludzi, którzy z założenia powinni jemu przekazywać tą wiedzę? Wszak wielu z edukatorów ma tytuł nauczyciela mianowanego, nie mówiąc o dyplomowanym, który to fakt zakłada w pewnym stopniu biegłość w opanowaniu TIK-u i jego wykorzystywaniu podczas zajęć. Czy nauczyciel musi korzystać z webinaru prowadzonego dziecięcym głosikiem, gdy nie widzi „szkoleniowca”, który nota bene czyta z promptera? Czy mają dla niego wartość certyfikaty wystawione przez „firmę”, którą założyło dziecko? BTW – chłopak założył kilka firm o profesjonalnie brzmiących tytułach. Na jego stronie lata doświadczenia określone są „5+”. Miał wtedy około 8 lat!
Jak to w ogóle możliwe, że osoba mająca ograniczoną zdolność do czynności prawnych (jako nieletni) podejmuje decyzje związane z przetwarzaniem danych osobowych w pełnym zakresie? Czyżby nie miał wglądu do formularzy gromadzących dane, które sam tworzy i zamieszcza na stronie? Jak bezmyślni muszą być dorośli powierzający mu te dane? Nie wiedzą, że to dziecko? Nie potrafią krytycznie spojrzeć na sytuację? Przecież KRYTYCZNE MYŚLENIE to od kilku lat priorytet polityki oświatowej państwa. Zamiast skorzystać z multum dostępnych tutoriali na YouTube lub zapisać się na szkolenie prowadzone przez profesjonalistów (polecam tygodniowe kursy etwinningowe) powierzają swój los DZIECKU. Może i ma ono odpowiednią wiedzę, ale taką można zdobyć SAMEMU. 
Zastanawia też reakcja firm/fundacji, które udzieliły mu patronatu podczas realizowanych przez niego projektów – chłopak ma ich kilka. Podobno niektóre przykłady „wsparcia” są zafałszowane i nie mają miejsca. 
Podsumowując, nie ma przeszkód, aby 13-latek tworzył kursy i próbował je sprzedawać. Sukces w tym zakresie zależy od wielu czynników, w tym od wsparcia dorosłych, zarówno w kwestiach prawnych, jak i praktycznych. Musi mieć zgodę rodziców lub opiekunów prawnych oraz zarejestrować działalność gospodarczą, co może wymagać zgody sądu rodzinnego. 
Sprzedaż kursów online wiąże się również z obowiązkami wobec konsumentów, takimi jak prawo do odstąpienia od umowy czy ochrona danych osobowych. Te aspekty także wymagają zgodności z przepisami prawa.
Zaczęłam się zastanawiać, czy akcja z MAŁOLETNIM EDUKATOREM NAUCZYCIELI nie jest wymierzona w edukatorów na zasadzie ”Popatrzcie – ich kompetencje są tak niskie, że muszą korzystać z pomocy ucznia SP”! Jak to możliwe, że kursy i materiały stworzone przez niego są uważane za tak profesjonalne i dopasowane do potrzeb nauczycieli, że wzbudzają ich zainteresowanie. Gdzie KRYTYCYZM? Co z WIARYGODNOŚCIĄ?
Wystarczy przecież spojrzeć na OPINIE, które pojawiły się na stronie chłopaczka! Fotki wygenerowane przez AI, z której dziecko korzysta namiętnie przy tworzeniu „profesjonalnych treści”, opinie spreparowane przy użyciu fejkowych kont. Pokusiłam się o sprawdzenie, kim są owi Krzysztof Kowalski i Anna Nowak. Doszukałam się kilkudziesięciu, o ile nie kilkuset (nie chciało mi się liczyć) profili z tym zdjęciem. Wrzucam screen dla niedowiarków. 

Oooo, zerknęłam też na dane kontaktowe. Zaczynam utwierdzać się, że cała ta strona jest spreparowana na potrzeby pozyskania danych osobowych. Świadczy o tym numer telefonu, którego siedziba jest w Malibu (!), adres w San Diego...Niektóre firmy, zwłaszcza te zajmujące się marketingiem, używają wirtualnych numerów telefonów w celu śledzenia efektywności kampanii marketingowych. Czyżby dane (imię i nazwisko) chłopaczka zostały wykorzystane do wyłudzenia danych osobowych?




EDIT: Chłopiec, albo ktoś kto się pod niego podszywa, proponuje "wsparcie pedagogiczne", które zakłada - oprócz szkoleń dla nauczycieli - konsultacje pedagogiczne!
Ludzie, SZANUJMY SIĘ! Owszem, korzystajmy i podziwiajmy wiedzę nawet i kilkulatków, chociażby oglądając streamy z MINECRAFTA, ale…zostawiam do przemyślenia. Ale przede wszyskim sprawdzajmy, z kim mamy do czynienia!

Wszystkie zamieszczone na stronie materiały, oprócz ewidentnego wygenerowania przez AI, są oznaczone ©, co odpowiada licencji zabraniającej innym kopiowania, rozpowszechniania, wykonywania, wyświetlania, a także tworzenia utworów zależnych. Do stosowania AI autor przyznaje się zresztą w publikacjach zgromadzonych na Wakelecie, zaznaczając jednak że "materiały stanowiły źródło inspiracji lub zostały poddane modyfikacji, co "stanowiło"! opracowanie unikalnych treści. Z tych zasobów ochoczo korzystają nauczyciele, zbierając dane osobowe swoich uczniów na potrzeby projektu autorstwa ucznia podstawówki i chwaląc się na stronach szkolnych dyplomami i certyfikatami potwierdzającymi uczestnictwo. Czy tylko ja czegoś nie rozumiem i się czepiam? Czy wymienione instytucje mi to wyjaśnią, stwierdzą, że się mylę? 
A może mają pomysł, jak wyjaśnić kwestię zakłamywania rzeczywistości? Chłopiec lub ktoś, kto się pod niego podszywa, zarejestrował się na jednym z portali jako nauczyciel, na innym - sprzedażowym - figuruje jako 21-latek. Oferuje tam Grafikę na Media społecznościowe (30 zł), Logo (50 zł), Wizytówkę (50 zł). 
Jedno trzeba gościowi przyznać. Jest kreatywny i zna się na licencjach. Nie mam dowodu, że wykorzystuje cudze materiały. Ja w każdym razie wyłączyłam publiczną widoczność  niektórych treści. 

1 komentarz:

  1. Czy mamy informacje, ile szkół wzięło udział w projektach ogólnopolskich zorganizowanych przez małoletniego eksperta? Z wyświetleń na YT wynika, że jego szkolenia na szczęście nie cieszą się wielką popularnością. Ciekawi mnie też skala całego zjawiska ekspertów żerujących na pracy innych albo sprzedających to, co wygeneruje AI.

    OdpowiedzUsuń